wtorek, 31 lipca 2012

Skecz z czajnikami w tle.

Dzisiaj zadaję sobie temat do pisania w inny sposób niż zazwyczaj. Wpisałem w grafikę google'a słowo: "parabola" i wybrałem jeden z wyrzuconych na to hasło obrazków. Wziąłem, takie o czajniczki. Jeszcze nie do końca wiem jak, ale napiszę inspirowany nimi skecz.


Inspiracja siłą rzeczy będzie raczej luźna.



Do pokoju na komisariacie policji zostaje wprowadzony facet w kajdankach. Siedzący za biurkiem oficer wstaje i wskazuje mu ręką krzesło.
Oficer: Pan siada. Kawy, herbaty?
Podejrzany: Kawy.
Oficer: Dobrze, napiję się kawy. Nie do końca mam ochotę, ale się jej napiję. 
Podejrzany: Myślałem, że pan mnie proponuje...
Oficer: Panu proponuję żeby pan się zamknął. Biorąc pod uwagę, że już jest pan zamknięty przez nas to będzie chyba na cztery spusty. (Śmieje się z własnego dowcipu.) Czy wie pan dlaczego pana zaprosiliśmy?
Podejrzany milczy.
Oficer: Ok. Proszę się otworzyć. 
Podejrzany: Wiem.
Oficer: Proszę rozwinąć.
Podejrzany: Naszkicowałem cztero-metrowy akt dojrzałej kobiety na budynku magistratu miejskiego.
Oficer: Kawy, herbaty?
Podejrzany: Kawy.
Oficer: Padnę przez pana na nadciśnienie. (Nalewa sobie drugą filiżankę kawy.) Jakie zarzuty sam by pan sobie postawił?
Podejrzany: Nieumyślnego zniszczenia mienia publicznego i wywoływania zgorszenia?
Oficer: Studiuje pan prawo?
Podejrzany: Tylko jego stróżów. Oglądam jak orangutany. 
Oficer: Kawy, herbaty?
Podejrzany: Kawy. (Oficer napełnia sobie filiżankę kawą po czym wylewa ją na kolana Podejrzanego.)
Oficer: Polecam Bepanthen. 
Podejrzany chwilę się miota jak poparzony. Oficer czeka aż się uspokoi.
Oficer: Zniszczenie mienia publicznego i sianie zgorszenia to nic w porównaniu z tym cieniowaniem. Zgnije pan za to w pierdlu.
Podejrzany: To cieniowanie jest niedozwolone?
Oficer: Tylko nieudolne. Tyłek tej kobiety, który powinien być obwisły i okrągły, jest płaski. Nie podgląda pan matki w łazience? Nie wie pan, jak wyglądają tyłki kobiet po pięćdziesiątce?
Podejrzany: Ale ja tak ją widziałem!!!
Oficer: A jednak podgląda pan matkę?! Będzie pan miał dużo czasu na ćwiczenie rysunku podczas odsiadki, ale głównie na męskich tyłkach.
Podejrzany: Ale przecież nie możecie mnie zamknąć za cieniowanie!
Oficer: Cieniowanie jest bezpośrednim powodem dla którego kazałem panu podrzucić do pokoju dziesięć kilo kokainy. I tak zalegała na magazynach.

sobota, 28 lipca 2012

Fan Fiction Dukaja

Fan Fiction jest popularny zjawiskiem internetowym. Można znaleźć całe strony pełne opowiadań (stworzonych przez amatorów) dziejących się w świecie Harry'ego Pottera, Zmierzchu czy nawet Star Crafta. Zastanawiam się: dlaczego nikt nie próbuje pisać fan fiction bazowanego na bardziej poważnej prozie? Dlaczego stron internetowych nie zapełniają opowiadania stylizowane na Prousta, dlaczego nie ma historii o pobocznych bohaterach "Imienia Róży" (np. o Salvatorze.)
Nie będę się porywał na tak trudne cele. Napiszę krótkie opowiadanie fan fiction dziejące się w świecie "Innych Pieśni" Jacka Dukaja.

Esthlos Paranaike Kadża zawinął rozcięcia podróżnej chlamidy i wetknął je za szeroki pas. Buty, związane rzemieniami, przewiesił przez ramię. Kiedy tylko dotknął stopą brudnej wody topieliska dała znać, że weszła pod wpływ jego cienkiego, ale niezwykle silnego anthosu. Brudnoszare glony rozzieleniły się, rozrosły i błysnęły oczami fioletowych kwiatów. 
Niemal od kiedy się urodził kwitło i ożywało w jego rękach wszystko czego dotknął. Błogosławieństwo zamiast klątwy Midasa, które jednak mogło się okazać przekleństwem, teraz kiedy za wszelką cenę ma ukryć swoją tożsamość. 
Brnął przez mętną wodę mając nadzieję, że ślad życia, który za sobą zostawia nie pomoże potencjalnym nimrodom wytropić go i go pochować w tym stęchłym bajorze. Nawet on, teknites somy, wyrosły w zbawiennej morfie Nabuchodonozora, największy w Egipcie, a może nawet na całym współczesnym świecie może umrzeć jeśli dopadnie go kilku wprawnych myśliwych.
Obejrzał się i mocniej ścisnął rękojeść długiego kindżału. Od dworu dzielił go dobry stadion. Na szczęście najwyżej czterdzieści pusów musiał przejść przez bagienną wodę. Nie mógł wiedzieć czy go pochłonie. Liczył na szczęście.

Stał za załomem muru i liczył kroki zbliżających się strażników. Myliły mu się z uderzeniami własnego serca. Trzy, cztery, coraz głośniej. Trzy pusy za rogiem. Nie można stać się nimrodem, ale podczas kampanii Berbeleka Kratistobójcy asystował jako medyk polowy przy oddziale zwiadowców. Ich morfa na stałe odcisnęła się w nim. Poza tym znał ich sposoby i manewry. Straż jest tuż, tuż. Teraz.
Zgniótł w pięści cienką kulę z purynicznego ge i cisnął na oślep, w kierunku strażników. Ziarna w środku na moment zetknęły się z jego ręką. To wystarczyło. Pleszczepeinnice wybujały czarnym, kolczastym powojem. Morderczy bluszcz, który wyrósł na terenach gdzie kiedyś rozciągała się dżurdża. Aura Kadży ożywiła ziarna, których pnące łodygi zadały śmierć strażnikom. Ich krzyk na pewno ściągnie kolejnych. Ominął powój Pleszczepiennicy, który jeszcze godzinami będzie się rozrastał po murach bagiennego dworu.
Pognał jak oszalały. Znał rozkład dworu na pamięć. Trzy noce uczył się go z kradzionych planów. On, lekarz, z misją tak podobną do tych przeznaczonych dla zabójców. Ma zakraść się do pałacu umierającego kratistosa, by go uzdrowić i tym samym zachować swój nowy kraj w formie jaką zdążył pokochać. 
Jeśli nie powstrzyma ostatniego tchnienia kratistosa Arcybalda, Mazoria dostanie się pod wpływy trzech innych morf i tym samym przestanie istnieć.

Kuło go w płucach. Krew chlupocząc wydobywała się z ust i tamowała oddech. Umierał. Ostatkiem sił wyszarpał strzałę i zacisnął rękę na ranie. Zabliźniła się w ciągu czterech oddechów. Już żył,a kilkunastu strażników pochłoniętych przez Pleszczepiennice nie. Był wyczerpany, ale żył. Na całym dworze panował chaos, harmider jak podczas pożaru. Mordercze powoje wchodziły przez okna i pięły się w poprzek ścian. 
Drżącymi rękoma sięgnął po pęk skradzionych kluczy. Spróbował w zamku pierwszy, drugi, trzeci. Czwarty zaskoczył. Otworzył drzwi więzienia, a niedawno jeszcze sypialnej komnaty Arcybalda Starego. 
Nowi samozwańczy władcy Mazorii już rządzili w jego domu, ale nie było wśród nich kratistobójcy, nikogo wystarczająco silnego by poduszką przerwać egzystencję patriarchy. 
Esthlos Paranaike Kadża, imigrant z Aleksandrii na północ Europy, podszedł do spoczywającego na łożu nestora. Ponoć żył on już pięćset lat. Sieć zmarszczek miał tak gęstą, że niemal nie było między nimi przerwy. 
Kadża podniósł ręką jego zamknięte powieki i przycisnął usta do cienkich, zasuszonych warg. Oddech teknitesa powędrował w dół, rozdął płuca, napełnił serce. Arcybald krzyknął. Wydał z siebie głos tłumiony przez wszystkie dni konania, gdy nie mógł nawet szeptać. 
Odmłodniał. Nie będzie żył wiecznie, ale ma przed sobą conajmniej dwadzieścia lat. Tyle wystarczy Kadży, by wychować córkę na kobietę. 
Za murem zaśpiewały ptaki, radośniej zaszumiały liście, wrogowie Arcybalda upadli na podłogę w konwulsjach pokłonów. Keros Mazorii znów był pod właściwym patronatem. 


środa, 18 lipca 2012

Chwilę mnie tutaj nie było. Na szczęście krótką. Już jestem i wrzucam kolejne lekko bezsensowne treści. Tym razem ćwiczenie pisarskie. Połączę sobie dwa losowe zdania w jeden tekst (te wyboldowane na początku i końcu.)


"Powielanie treści zazwyczaj oznacza tworzenie dużych bloków tekstu w ramach jednej lub kilku domen." Przeczytał zdanie po raz szósty i po raz szósty nie zrozumiał czego ono właściwie dotyczy. Może dlatego, że słowo domena nigdy nie miało w jego głowie szufladki ze sprecyzowanym znaczeniem. Rozmywało się, zawsze rozumiał je intuicyjnie. Ciężko się dzisiaj myślało. Jemu się ciężko myślało. Jak do cholery ma to przetłumaczyć na inny język skoro sam nie rozumie?
Pomasował się po skroniach, tak jakby ten ruch rzeczywiście mógł w jakiś sposób pobudzić do działania jego mózg. Zazwyczaj po prostu pisał.
Czy myślało się ciężko tylko jemu czy każdemu urodzonemu pomiędzy dwudziestym drugim października a dwudziestym czwartym listopada? Przypomniał sobie przeczytany wczoraj horoskop. "Skorpiony aż do końca tygodnia będą doświadczały wyjątkowo niskiej wydajności intelektualnej." 
Nie zwróciłby na niego uwagi, nawet nie wiedział wcześniej, że jest skorpionem, ale ta notatka wyświetliła mu się w mieszance pary i kropli deszczu na szybie autobusu. Zwariował? Może przez to nie może myśleć.
Weszła jego dziewczyna i zaczęła mówić. Już nie chciała żeby dzisiaj pracował. Nie mówiła oczywiście o tym, ale potokiem słów próbowała go oderwać od monitora. Niespodziewanie komputer zapiszczał i wyświetlił legendarny niebieski ekran. Trwało to tylko kilka sekund, ale dałby sobie rękę uciąć, że Windows obwieścił mu iż ma do czynienia z errorem4353 o treści: "Byk w miłości należy do osób bardzo zaborczych."

poniedziałek, 2 lipca 2012

"Inne pieśni" - niezwykłe śpiewy niezwykłego pieśniarza.

To nie jest recenzja, ale pełen zachwytu pean pochwalny. Nigdy wcześniej nie czytałem żadnej książki na tym poziomie. Oczywiście wiele książek mnie porwało, wciągnęło, zainteresowało, poszerzyło horyzonty, ale jeszcze nic nie wywarło na mnie aż tak dużego wrażenia. 
Dukaj konstruuje świat od podstaw, od praw fizyki. Dosłownie bawi się w boga. Czytając "Inne pieśni" miałem wrażenie, że autor przed przystąpieniem do pisania spędził długie miesiące na układaniu zależności między formą, materią, morfą. Zdawało mi się, że opracował całą naukę świata, u podstaw opartego na pięciu żywiołach (w powieści znajdują się przecież wzmianki o odpowiedniku tablicy Mendeleyewa.) 
Kiedy czytałem "Inne pieśni" jadąc tramwajem miewałem przeświadczenie, że oddziałuję swoją aurą na innych. Przestawiałem się z zasad naszego świata, na zasady obowiązujące na kartach książki. Co świadczy albo o sugestywności pisarstwa J.D., albo o mojej wybitnej słabości psychicznej.
Oczywiście ta powieść to nie tylko egzotyczna magio-nauka. Są także fascynujące relacje międzyludzkie, podróże (takie zwyczajne, bez pierścienia i wulkanu,) realistycznie opisane kampanie wojenne oraz rozsądna ilość filozofii.
Dukaj swoją klasą broni fantastyki jako gatunku niepopowego przed naporem wszelkich zakochanych wampirów, pryszczatych czarodziei i wróżek żyjących w torebkach nastolatek. Pokazuje, że powieść fantastyczna może być książką niezwykle dobrą. 
W ogóle się nie zdziwię jeśli ten facet dostanie kiedyś Nobla.

niedziela, 1 lipca 2012

Dach

Moje stopy jeszcze dotykają twardego podłoża. Panicznie się boję, ale już jestem zdecydowany na ten krok. Trzy, dwa, jeden, biorę głęboki wdech, skaczę. Powietrze uderza mnie w twarz, jego siła przekrzywia całe ciało. To będzie tylko sekunda, to będzie tylko parę sekund, myślę. Ciężko złapać oddech. Powietrze wokół mojej głowy jest zbyt szybkie. Mijam okna i kolejne warstwy cegieł. To wysoki budynek, a wydaje się tak krótki. Tylko sekunda, ale tętno drastycznie przyspieszyło, strach pompuje do żył adrenalinę. Zauważam rzeczy których nigdy bym nie dostrzegł. Kątem oka widzę, że kobieta na jednym z balkonów upuszcza konewkę. Krzyczy, ja też krzyczę, ale nasze głosy nie spotykają się porywane przez wściekły pęd tlenu, azotu i wodoru. Skupiam się, już blisko. Myślę z całej siły o tym żeby spowolnić lot. Z Głośnym hukiem uderzam. Udało się. Ląduję na dachu budynku.