A co tam... Jak szaleć to szaleć, dwa posty dziennie. Trzeba jakoś nadrobić ten kilkumiesięczny brak postów, spowodowany moim lenistwem. Zacznę pisać balladę, tak, tak, rymem. Dzisiaj dwie pierwsze zwrotki. Niech inspiracją dla niej w jakiś pokrętny sposób będzie dezodorant.
Maejusz został klątwą obłożony,
przeklęty, bo był nie nazbyt rozsądny.
Maejusz mówił zawsze, to co myśli,
bił szczerością prosto w ludzkie pyski.
Raz powiedział o pewnej zakonnicy,
że byłoby jej lepiej w kusej spódnicy.
Że lepiej, by o wiele wyglądała,
gdyby na stole w bordelu pląsała.
Ciąg dalszy nastąpił na kamień.
czwartek, 9 maja 2013
Szwejku, Szwejku
Czy ktoś wie, jak ma na imię Szwejk? Hasek w swojej najsławniejszej książce zdradził cała masę szczegółów z życia postaci, ale nigdy nie podał jej imienia. Swoją drogą jest to jeden z najśmieszniejszych bohaterów literackich z jakimi się spotkałem. Jego charakterystyczne, wielokrotnie złożone anegdoty po prostu rozpierdzielają mnie w drobny mak. Dlatego dzisiaj napiszę sobie cosia stylizowanego na opowiastki Szwejka.
niedziela, 5 maja 2013
Inspiracja "Sklepami cynamonowymi."
O niewielu filmach mogę powiedzieć, że je próbowałem obejrzeć... Zazwyczaj, choćbym trafił na skończoną szmirę, konsekwentnie oglądam do końca, chyba że trafię na takiego czy innego rodzaju problemy techniczne. Nie obejrzałem "Świętej góry," bo jej stopień popieprzenia jest dla mnie zbyt wysoki. Podobnie sytuacja ma się z "Sanatorium pod klepsydrą" - powalająco nieudaną próbą ekranizacji Schultza. Obejrzałem czterdzieści minut, wyłączyłem, sięgnąłem po leżące na półce "Sklepy cynamonowe," przeczytałem kilka losowych akapitów, ot i inspiracja gotowa.
W misterium strychu, tajemnym i pilnie strzeżonym przez naszą daleką ciotkę, którą ze względu na wiek i z chęci uproszczeń, nazywaliśmy babcią, kryły się rzeczy wielkie, niedostępne i mgliście namalowane palcami dzielonych między sobą jak opłatek fantazji. Babcia Stefania, w swoim niemodnym już chyba wiek temu czepku, w nieodłącznym fartuchu, wyszywanym w polne kwiaty, w którego przepastnej kieszeni kryły się klucze do poddasznej krainy, jawiła nam się jako sfinks - strażnik tajemnic, omyłkowo tylko pochylony nad słojami zakiszanych późnym latem ogórków.
W misterium strychu, tajemnym i pilnie strzeżonym przez naszą daleką ciotkę, którą ze względu na wiek i z chęci uproszczeń, nazywaliśmy babcią, kryły się rzeczy wielkie, niedostępne i mgliście namalowane palcami dzielonych między sobą jak opłatek fantazji. Babcia Stefania, w swoim niemodnym już chyba wiek temu czepku, w nieodłącznym fartuchu, wyszywanym w polne kwiaty, w którego przepastnej kieszeni kryły się klucze do poddasznej krainy, jawiła nam się jako sfinks - strażnik tajemnic, omyłkowo tylko pochylony nad słojami zakiszanych późnym latem ogórków.
piątek, 3 maja 2013
Recenzja "Out of Towners."
Długo mnie tutaj nie było, spory kawał czasu, bo prawie pół roku nic na tego bloga nie dopisałem, ale chyba zaczęło mi go brakować, zacząłem tęsknić do nieskrępowanej wolności pisania tego na co mi przychodzi ochota, bez ryzyka, że ktoś to przeczyta i będzie oceniał mnie jako mnie. Myślę, że po powrocie skończę z pisanymi lekko na siłę poradami: jak pisać. Poczekam z udzielaniem ich, aż stanę się na tyle dobry i znany, że ktoś mnie o to będzie pytał.
A tymczasem: wczoraj obejrzałem film, do którego scenariusz napisał Neil Simons. Dwa do tej pory obrazy obejrzane przeze mnie, a nakręcone przez kogo innego, na podstawie jego historii, były świetne (Mam na myśli: "Słonecznych chłopców" i "Dziwną parę.") Wczorajszy - "Out of towners" (polski tytuł mnie nie obchodzi) był taki sobie. Sam nie wiem, co mam na jego temat myśleć.
Niby cieszyło mnie to, że fabuła i ujęcia są uporządkowane zupełnie inaczej, niż by to miało miejsce we współcześnie zrealizowanym filmie, ale nie zmienia to faktu, że historia jest lekko do dupy.
A tymczasem: wczoraj obejrzałem film, do którego scenariusz napisał Neil Simons. Dwa do tej pory obrazy obejrzane przeze mnie, a nakręcone przez kogo innego, na podstawie jego historii, były świetne (Mam na myśli: "Słonecznych chłopców" i "Dziwną parę.") Wczorajszy - "Out of towners" (polski tytuł mnie nie obchodzi) był taki sobie. Sam nie wiem, co mam na jego temat myśleć.
Niby cieszyło mnie to, że fabuła i ujęcia są uporządkowane zupełnie inaczej, niż by to miało miejsce we współcześnie zrealizowanym filmie, ale nie zmienia to faktu, że historia jest lekko do dupy.
wtorek, 5 lutego 2013
Podsumowanie stycznia
Styczeń się skończył, luty już jakiś czas sobie trwa, tralala. Nadszedł czas, aby tradycyjnie napisać podsumowanie poprzedniego miesiąca. Również tradycyjnie rymem.
Po dwóch miesiącach raczej leniwych
udało mi się zamierzoną liczbę postów
napisać, więc dzisiaj należę do uczciwych,
chociaż część z nich powinna w koszu
tkwić, zamiast w interniecie wisieć.
Nie wszystko co piszę mi się podoba,
ale musiałbym chyba całkiem milczeć
Subskrybuj:
Posty (Atom)