poniedziałek, 15 października 2012

Naziści, eh naziści

Spisałem kiedyś, ze dwa tygodnie temu swój sen. Właśnie zaczynam przerabiać  go na krótkie opowiadanie. Zrobię to inaczej niż zazwyczaj. Zazwyczaj piszę teksty jednorazowo, byle szybciej, żeby zamknąć się w pół godziny. To opowiadanie napiszę na raty, w kilku postach.

Bez przeczytania streszczenia snu, lektura tego tekstu nie ma żadnego sensu.

Z faszyzmem najbardziej kojarzyły mu się nie długie, namiętne przemówienia, ani łopocząca wraz z biało-czerwoną flagą swastyka, ale smak słodkiego sera i drożdżowego ciasta nasączonego tłuszczem. O dojściu do władzy Bożydara Hitlerskiego dowiedział się mając czternaście lat, stojąc przed szybą sklepu z płytami i jedząc drożdżówkę.
Chęć posiadania płyty Marshalla Mathersa i wypełniające usta kęsy lukrowanej bułki, były dla niego dużo bardziej istotne. Pamiętał doskonale nagłaśniany megafonem krzyk chłopca gazetowego.
Hitlerski u władzy! Hilerski nowym naczelnikiem państwa! Czytajcie najnowszą Czasetę!
Znaczenie tych słów zrozumiał kiedy ze sklepów zniknęły amerykańskie płyty, w tym upragniona przez niego produkcja Mathersa - świetnego i obrazoburczego kuplecisty. Z tego zaś co rozumiał z podawanych przez radio i telewizję informacji, wynikało że drożdżówek wkrótce będzie miał więcej, taniej i dużo lepszych, bo czysto słowiańskich.
Link do kontynuacji znajduje się tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz