sobota, 22 września 2012

Dziwny sen

Z reguły staram się nie wstawiać na bloga rzeczy stricte z życia wziętych, ale dzisiaj zrobię wyjątek. Przyszło mi do głowy, że tak samo, jak przerabiam na krótkie teksty strumienie świadomości i ciągi skojarzeń, mogę rzeźbić opowiadania ze snów. Na ten pomysł wpadłem właśnie dlatego, że dzisiaj przyśnił mi się wyjątkowo ciekawy. Najpierw spróbuję go zwięźle, ale dosyć dokładnie spisać (podobno to pozwala je sobie lepiej przypomnieć,) a za parę dni na jago podstawie coś napiszę.


Jak to często w snach bywa, dominuje uczucie. Nad całym snem, jak burzowe chmury unosi się poczucie strachu, pewność że bezpieczeństwo nie istnieje, że za chwilę wydarzy się coś naprawdę złego. Jestem w Krakowie, w Polsce, ale jednocześnie jakby w Niemczech. Jeśli chodzi o technologię czasy współczesne, ale politycznie to zdecydowanie rok trzydziesty ósmy bądź trzydziesty dziewiąty. 
Chodzę uliczkami Krakowa, właściwie wyłącznie tymi wokół rynku. Mam świadomość, że jestem członkiem narodu wybranego, że wódz, Hitler niedługo poprowadzi nas do zwycięstwa, a jednocześnie się boję. Być może, właśnie tego zwycięstwa. Może przez nieregularny świat snu prześwituje prawdziwa wiedza, mówiąca mi, że zwycięstwo Fuhrera skończy się największą z klęsk.
Nie jestem sobą, ale młodszym chłopakiem. Mam siedemnaście, osiemnaście lat. Chodzę do liceum, tuż przy Małym Rynku w Krakowie. Tam chyba nawet nie ma liceum, ale przecież to jest sen.
W szkole wyjątkowo mocno faszerują nas ideologią. Dyrektor jest zagorzałym hitlerystą. My, jak to chłopaki, buntujemy się. Nie jakoś na poważnie, ale po szczenięcemu, zadziornie. Chodzimy na wagary, pijemy na wuefie, chodzimy na fajki za szkołę. Jednym z moich senno-szkolnych kumpli jest młody murzyn.
Wyjątkowy cwaniak i dusza towarzystwa. Dzięki możliwemu jedynie w krainie Morfeusza sprytowi, unika prześladowań. Przoduje w szkolnych wybrykach, dla zabawy kradnie auta, wręcz seryjnie uwodzi dziewczyny. Jest mocno wzorowany, na pewnym czarnoskórym Polaku, którego spotkałem lata temu.
W śnie cholernie się o niego boję.
Sen kończy się nad morzem. Dla odmiany rozciąga się ono tuż za granicami sennego Krakowa. Bałtyk w miejscu Wieliczki, blokowiska Bieżanowa przechodzące w piaszczyste plaże. Wbiegamy z chłopakami w fale, pływamy i wygłupiamy się. Niespodziewanie falistą powierzchnię wody burzy wyłaniająca się z nich wielka torpeda. Wychyla dziób jak rozbrykany delfin. Sen niespodziewanie się kończy.

Nie jestem pewien, ile faktycznie mi się przyśniło, a ile wymyśliłem podczas pisania. Chociaż właściwie to wszystko jedno. I to i to jest trybem działania wyobraźni.

Opowiadanie zaczyna się o, tu.

2 komentarze:

  1. Mogę Twój sen zacytować i zinterpretować na moim nowym blogu?
    Yovita - wróżka snów

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne. Dopiero teraz przeczytałem Twój komentarz, stąd zwłoka w odpowiedzi. Podeślij jak zinterpretujesz.

      Usuń