Gąszcz tak duży, że wręcz ciężko się nie zgubić. W końcu Eco jest profesorem semiotyki. Mam wrażenie, że aby w miarę dobrze zrozumieć, o co chodzi, trzeba być conajmniej jej doktorantem.
Czytało się mimo wszystko bardzo przyjemnie, ciekawa, poplątana fabuła, dużo dygresji, momentami spore dozy humoru. Dużo się z tej książki dowiedziałem. Między innymi, że w kabale istnieje drzewo sefiroth i to tyle, bo właściwie do dzisiejszego dnia nie udało mi się zrozumieć, czym ono właściwie jest.
Ostatnio sięgnąłem po "Cmenatarz w Pradze" i o ile chyba rozumiem koncepcję, tworzenia powieści stylizowanej na dziewiętnastowieczną i doceniam fakt, że niemal wszystkie postacie w niej były autentyczne (mniej lub bardziej znane figury historyczne,) o tyle jest ona przerażająco nudna. Jeszcze ciężej zrozumieć i odnaleźć się w fabule. W "Wahadle" było to nawet interesujące, tutaj jest zwyczajnie mocno irytujące. Każdy ma prawo do gorszej książki, zwłaszcza jeśli ma już osiemdziesiąt lat.
Omawiam te dwie powieści jednocześnie, z konkretnego powodu. Wydaje mi się, że Umberto Eco wykorzystał bardzo podobny pomysł, tak podobny że wręcz wygląda to na autoplagiat. W "Wahadle" współcześni redaktorzy odkrywają/wymyślają spisek. W "Cmentarzu" generuje go fałszywa postać wrzucona w tryby historii, ale wszystko tak naprawdę jet mocno do siebie zbliżone. Dlaczego Eco zrobił coś takiego? Myślę, że nigdy tego się nie dowiemy.
Ciekawostką w "Cmentarzu w Pradze" są przepisy. Nie, nie przypisy, ale właśnie przepisy. Główny bohater jest wielkim żarłokiem i regularnie przedstawia nam co i w jaki sposób się przyrządza. Jeśli ktoś ugotuje potrawę według tych recept, dajcie mi znać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz