poniedziałek, 29 lipca 2013

Historyjki z "Twojego Stylu"

Wczoraj, a może przedwczoraj wziąłem do ręki babską gazetę - "Twój Styl". Ku mojemu całkowitemu zaskoczeniu czytanie mnie wciągnęło. Spodziewałem się wielu rzeczy, ale nie tego, że jest to gazeta literacka. Każdy "artykuł" był zbudowany z rzekomo autentycznych historyjek, rozbudowanych anegdot o cierpieniach i roztropności kobiet. Czytając miałem wrażenie, a nawet pewność, że te "opowiadanka" są układane przez jedną i tą samą osobę.

Niech to będzie moją kolejną inspiracją. Dzisiaj napiszę sobie właśnie taką historyjkę, a kto wie, może ktoś kiedyś mnie w takiej babskiej gazecie zatrudni. Dokładny tytuł niech sobie zabrzmi: "czy mój mąż mnie zdradza?"


Konstancja. 42 lata
Obydwoje byliśmy bardzo zapracowani. Kończyliśmy wykańczać dom, za który naturalnie cały czas spłacaliśmy kredyt. Starsza córka pokazywała coraz większy talent plastyczny i dlatego musieliśmy z naszego domowego budżetu uskładać na wysłanie jej do prywatnego liceum plastycznego, bo w naszym mieście publicznego nie było
Mój mąż w biurze kreślarskim brał wszystkie możliwe nadgodziny. Ja uczyłam w dwóch szkołach i dodatkowo udzielałam korepetycji. Wyrobiłam sobie renomę, cała masa dzieci chodziła do mnie, żeby się przygotować do matury z biologii.
Jedyne chwile jakie mieliśmy z mężem dla siebie to te krótkie rozmowy tuż przed snem. On - mój mąż, Bartek kładł się zmęczony w łóżku i czytał książkę, jednocześnie, jednym uchem słuchając, co ja opowiadam o swoim dniu, wsmarowując sobie w nogi balsam.
Podejrzenie pojawiło się jak piorun z jasnego nieba. Kiedyś podczas tych właśnie wieczornych momentów weszłam z łazienki do naszej sypialni. Bartek rozmawiał przez telefon i widząc mnie, gwałtownie go odłożył. Był poruszony i taki jakby zawstydzony. Przypominał mi w tym momencie ucznia, którego się przyłapuje na ściąganiu. "Z kim rozmawiasz?" zapytałam niby mimochodem. "Z kumplem" odrzekł, po czym obrócił się, zgasił lampkę i poszedł spać.
Od tej pory obserwowałam go bardzo uważnie. Przy śniadaniu, podczas kolacji (obiady jadaliśmy osobno), nawet czasami podczas snu. Zadziwiające, bo przychodziło mi do głowy, żeby wynająć prywatnego detektywa, albo samej zacząć śledzić męża, ale nie żeby z nim porozmawiać.
Nawiasem mówiąc stawał się jeszcze bardziej odległy. Unikał mojego wzroku, odpowiadał na moje pytania półsłówkami i co najgorsze nawet nie myślał o tym, żeby mnie dotknąć w nocy.
Nie wytrzymałam, kiedy przyłapałam go po raz drugi na tajemniczej rozmowie. Tym razem siedział w samochodzie na parkingu. Akurat wracałam z korepetycji i pomachałam mu przez okno, radośnie, nadal próbując naprawić nasze relacje. Zachował się podobnie jak poprzednim razem - spłoszył się, schował telefon.
Jestem wybuchowa, mam to po babci - Rumunce. Zadbałam o to, żeby następnego wieczoru nie było dzieci w domu i naskoczyłam na niego. Zamiast pytać, zaczęłam od razu straszyć rozwodem.
Zarumienił się, ale zaczął tłumaczyć, że to nie to. Z początku mu nie wierzyłam, ale wyjaśnienia były tak zawiłe, że mnie przekonały. Bartek był rozsądny, zawsze opanowany, gdyby kłamał jego łgarstwa trzymałyby się kupy. Tymczasem opowiadał coś o koledze, przyjacielu, którego miał, zanim nawet mnie poznał. Ten przyjaciel samotnie wychowywał nastoletniego syna i na dodatek właśnie leżał na łożu śmierci.
Bartek powiedział, że jest chrzestnym chłopca. Został nim, mając dwadzieścia jeden lat. Później kontakt się rozmył.
Przyjaciel nie ma nikogo innego, a obowiązkiem ojca chrzestnego jest opiekowanie się dzieckiem, które trzymał w kościele. Kolega poprosił go, żeby po jego śmierci stał się ojcem prawdziwym.
Nie wiedziałam, co powiedzieć, ale uwierzyłam. Natomiast w cztery miesiące później w naszym domu pojawiła się niespodziewana  żałoba i nowy domownik.

1 komentarz:

  1. Super gratuluję , naprawdę dobrze piszesz może zajrzysz do mnie? http://rozterkisingielki.blogerki.pl/

    OdpowiedzUsuń