piątek, 3 maja 2013

Recenzja "Out of Towners."

Długo mnie tutaj nie było, spory kawał czasu, bo prawie pół roku nic na tego bloga nie dopisałem, ale chyba zaczęło mi go brakować, zacząłem tęsknić do nieskrępowanej wolności pisania tego na co mi przychodzi ochota, bez ryzyka, że ktoś to przeczyta i będzie oceniał mnie jako mnie. Myślę, że po powrocie skończę z pisanymi lekko na siłę poradami: jak pisać. Poczekam z udzielaniem ich, aż stanę się na tyle dobry i znany, że ktoś mnie o to będzie pytał.

A tymczasem: wczoraj obejrzałem film, do którego scenariusz napisał Neil Simons. Dwa do tej pory obrazy obejrzane przeze mnie, a nakręcone przez kogo innego, na podstawie jego historii, były świetne (Mam na myśli: "Słonecznych chłopców" i "Dziwną parę.") Wczorajszy - "Out of towners" (polski tytuł mnie nie obchodzi) był taki sobie. Sam nie wiem, co mam na jego temat myśleć.
Niby cieszyło mnie to, że fabuła i ujęcia są uporządkowane zupełnie inaczej, niż by to miało miejsce we współcześnie zrealizowanym filmie, ale nie zmienia to faktu, że historia jest lekko do dupy.

Małżeństwo z prowincji leci do Nowegi Yorku. Mąż ma tam bardzo ważną rozmowę kwalifikacyjną, (która jest jedynie formalnością) a dobrotliwa i obdarzona cierpliwością świętej małżonka mu towarzyszy.
Od samego początku przytrafia im się dużo nieszczęśliwych przypadków - od mgły w trakcie lądowania samolotu, aż po dwa porwania i kilka kradzieży. Wiecie, ja lubię fantastykę, ale kiedy jawnie nazywana jest fantastyką. Natomiast ten film, jest spiętrzeniem możliwych wydarzeń w tak duże ilości, że stają się niemożliwe. Jest to najdziwniejsza historia o klątwie z jaką miałem do czynienia, bo nie wiadomo kto przeklął głównych bohaterów, a oni sami nie podejmują żadnej próby zdjęcia klątwy.
Poza tym film jest rzekomo (ostatnio lubię to słowo,) a bardzo mało razy się na nim zaśmiałem.

Mimo wszystko zachęcam do obejrzenia. I tak mniejsza strata czasu, niż masowo wchodzące do kin krzyżówki "Gotowych na wszystko" z "Kac Vegas" i kolejne polsko-patriotyczne szczyny.

Dobrze jest być anonimowym heiterem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz