środa, 9 stycznia 2013

Recenzja "The Avengers"


Recenzje, recenzje, recenzje... Dobry sposób na trening pisania i przy okazji na uporządkowanie swoich myśli oraz poglądów na temat niektórych utworów. Piszę recenzje właściwie wszystkiego. Głównie książek, ale też filmów i komiksów. Dzisiaj chciałem właściwie napisać recenzję innego bloga, który bardzo przypadł mi do gustu, ale wstyd się przyznać nie udało mi się go znaleźć. Może innym razem.
Dzisiaj o "The Avengers - filmie."

Pamiętam starsze filmy o superbohaterach. W nich widzimy Nasz świat, a konkretnie Stany Zjednoczone. Normalne, zwyczajne, jak z życia wzięte. Niespodziewanie pojawia się w nim superbohater. Jeden. Niedługo po nim okazuje się, że istnieje superłotr. Też jeden (to jest ciekawe, że korekta akceptuje słowo superbohater, ale już nie superłotr.... Przecież istnieją w tandemie.) Wszyscy są zdziwieni, wstrząśnięci. Jak to? Nadczłowiek w kolorowym kostiumie ratuje nam życie?
Bardzo się cieszę, że to podejście już odeszło do lamusa. Te filmy są ekranizacjami komiksów (w znacznej większości,) a w komiksach bohaterowie nie istnieją w próżni. Żyją w całych ogromnych światach, należących do konkretnych wydawnictw (w dużym skrócie: Batman może zwyczajnie spotkać Supermana, ale już nie Spidera:) W Universum Marvela żyje ponad kilka tysięcy osób obdarzonych supermocami (korekta znowu się burzy.) A w starych ekranizacjach cyk... Jeden bohater, jeden łotr, wszyscy są zdziwieni.
"Avengersi" odchodzą od tej koncepcji. W produkcji widzimy sporą grupę superbohaterów (nie chce mi się liczyć,) z którymi zresztą spotkaliśmy się w poprzednich wyprodukowanych przez Marvela filmach, poświęconych im indywidualnie (Kapitan Ameryka, Iron Man, Thor, chyba Hulk.) Żyją w jednym świecie, ich losy się przeplatają, znają się, ale niekoniecznie lubią.
Film jest też pełen komiksowych nonsensów... I bardzo dobrze. Komiksy rządzą się podobnymi prawami co mity. Nie do końca muszą być logiczne. Hawkseye jest zwykłym człowiekiem i ma łuk (nic go nie ugryzło, nie napromieniowało, nie ma supertechnologicznej zbroi,) a mimo to tym łukiem sieka całe zastępy kosmitów z innego wymiaru. Urok komiksu przeniesiony na srebrny ekran. Hawkseye jest superbohaterem więc z kim by nie walczył ma przewagę w postaci bycia superbohaterem.
Podobają mi się tez odniesienia do cyklu "Ultimatea Marvel." Nick Furry - szpieg, który zbiera grupę "The Avengers," przez całe lata istnienia Marvela był biały. Seria opowiadająca o alternatywnej rzeczywistości, ta powyżej, przemalowała jego skórę na czarno. W filmie też jest hebanowy.
Fabuły nie streszczam, bo jest zawiła i żeby nie zdradzać. Powiem jeszcze tylko, że podobało mi się sporo scen humorystycznych.

Jeśli ktoś nie zrozumiała recenzji ze względu na zbyt dużą zawartość specjalistycznej wiedzy o komiksach, cóż, niech się uczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz