środa, 21 listopada 2012

Sasha Baron Cohen próbuje zszokować: Dyktator

Nie jestem fanem, bo w ogóle nie zdarza mi się być niczyim fanem. Za to jestem dużym zwolennikiem Sashy Barona Cohena. Ten niezwykle utalentowany aktor i nadzwyczaj inteligentny człowiek często jest opluwany i obrzucany gównem, które też, według wielu ludzi, produkuje. Moim zdaniem, w jego wypadku tworzenie produkcji dalekich od czystości estetycznej jest kwestią wyboru.
Czy to, że obsceniczne i wulgarne rzeczy powstają celowo, a nie przypadkiem czyni je dobrymi?
Nie mnie to oceniać. Mnie się filmy Cohena podobają, bo w ciekawy sposób potrafi połączyć plugastwo z inteligencją.
Widziałem "Borata." Podobał mi się, na pograniczu z bardzo mi się podobał. "Ali G in da house" i "Bruno" też widziałem, ale zrobiły na mnie mniejsze wrażenie.
Najnowsze dzieło Cohena jest niezłe. Sporo dobrych żartów i zabawnych scen. Nawet jeśli któraś wydawała mi się słabsza lub nawet żenująca, przymykałem na to oko, bo miałem wrażenie, że w tym właśnie momencie autor je do mnie puszcza.
"Dyktator" to historia młodego, bliskowschodniego tyrana, który gubi się w Nowym Yorku. Nikt go nie szuka, ponieważ zostaje zastąpiony przez wyjątkowo tępego sobowtóra. Przyzwyczajony do luksusów i władzy Aladeen musi odnaleźć się w społeczeństwie greenpeace'owych freak'ów prowadzących sklep ze zdrową żywnością.
Ostatecznie, z pomocą specjalisty od broni nuklearnej, udaje mu się wrócić na tron i przeprowadzić demokratyczne wybory, w których wygrywa on sam (głosującym pomogły czołgi.) Bohater przechodzi przemianę wewnętrzną, ale nieszczególnie drastyczną. Na końcu filmów też jest skurwysynem, ale odrobinę bardziej wyrozumiałym.
Podoba mi się polot Cohena do wymyślania niesztampowych żartów, jak również odwaga przy kolejnych próbach zszokowania. Nie wszystkie, a można ich w filmie znaleźć sporo, były udane. Kilka przykładów to: Aladeen wypróżniający się podczas desantu na linie, zabójczyni próbująca go zamordować kamieniście twardym biustem oraz scena miłosna z rękami zakochanych ściśniętymi wewnątrz pochwy rodzącej kobiety (nie pytajcie, obejrzyjcie.)
Czuje się, że Cohen próbował znaleźć jakieś nowe sposoby na zaszokowanie. Czy mu wyszło? Hmmm. Chyba tak, ale wydaje mi się, że bez tych kilku obscen wymienionych powyżej film byłby lepszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz