czwartek, 11 października 2012

Przereklamowani "Nietykalni"

Przeglądałem bloga i z lekkim zdziwieniem zauważyłem, że zamieściłem na nim tylko jedną recenzję filmu. Ja filmomaniak, filmofil, kinoholik (może ostatnio na lekkim odwyku, ale jednak) mam tylko jedną recenzję obrazu kinowego. Trzeba to zmienić. Opiszę "Nietykalnych." W odróżnieniu od większości recenzji jakie można przeczytać w sieci, nie będzie to jednoznaczna pochwała.

Przede wszystkim, zanim sięgnąłem po ten film, dużo o nim przeczytałem i usłyszałem. Wszyscy znajomi, nieznajomi, przypadkowo słyszani, ludzie na facebook'u. Zewsząd płynęła wielka rzeka pochwał. Być może dlatego wytworzyłem sobie duże wymagania wobec tej produkcji. 
Obejrzałem i pomyślałem, no spoko. No spoko, ok, prawie nie ma do czego się przyczepić. Ciężko powiedzieć coś naprawdę złego, zdjęcia niezłe tylko.... Tylko, że w fabule filmu właściwie niewiele się dzieje. Najbardziej dramatyczne rzeczy zdarzają się na długo przed jej początkiem. 
Oglądałem i przez cały czas myślałem, na pewno teraz coś się wydarzy, przecież nie jest możliwe żeby przez cały film kompletnie nic się nie zdarzyło. A tu guzik. Wszystko co nastąpiło w filmie było mało znaczące. 
Poza tym, na faktach, nie na faktach, trochę mnie to wali, oś fabuły jest sztampowa jak chuj. Gość z biednej społeczności trafia na salony, z czasem się aklimatyzuje, ostatecznie doznaje przemiany wewnętrznej. Oczywiście w tym wypadku jest to wszystko odrobinę głębsze niż w wypadku amerykańskich komedii opartych na tym samym schemacie, ale jednak jego szkielet wystaje spod skóry jak u afrykańskiego dziecka (o zbiera mi się dzisiaj na mroczne metafory.)
Tak jak napisałem na początku, nie mogę powiedzieć, że jest to gniot. Nawet mi się podobał ten film, ale jakoś nie potrafię się nim zachwycać. Może dlatego, że nie posiadam zdolności do wzruszania się...
Bo osoby, które ją posiadają na pewno wzruszyły się nie raz.
Przecież to takie smutne. Twardy facet, który trafia na wózek...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz