Kolejne szybkie ćwiczenie pisarsko-skojarzeniowe. Wylosowałem cztery słowa: istota, ryba, północ, krewny. W ekspresowym tempie napiszę bardzo krótki tekst zawierający je wszystkie. Kolejność nie gra roli.
Przyglądał się i przyglądał. Kręcił głową, zmieniając kąt patrzenia tak jakby miało to znacząco wpłynąć na to, co widzi. Nie wpływało. Obraz odbierany przez jego oczy nadal był mocno nietypowy.
To nie była ryba. To co leżało na dnie jego łodzi, wiosłowego bączka, to zdecydowanie nie była ryba. Nie był to też rak, ślimak, pająk, wąż ani żadne inne stworzenie, które mógłby złowić w zapomnianym przez ludzi stawie. A jednak złowił.
Stworzenie lekko się poruszało... Chociaż nie. Słowo stworzenie jest zbyt konkretne. Ta istota poruszała się po dnie łódki jak stróżka cieczy, jak różnokolorowy żel zamknięty w nienaturalną dla niego formę ciała. Drobne macki wysuwały się i znikały w tułowiu.
Zachciało mu się przygody... Tak chciał przygody, ale stawiał wobec niej pewne wymogi. Złowienie węgorza było górnym limitem niesamowitych rzeczy jakich sobie życzył tej nocy i w ogóle w życiu. Mógł się spodziewać, że jak wypłynie sam o północy na staw zdarzy się coś dziwnego. Właściwie to chciał się wybrać dopiero o świcie, ale sąsiad będący jednocześnie jego dalekim krewnym doradzał i perorował, że tylko o północy...
Z jakiegoś powodu posłuchał. Zgarnął pulsujące mu pod woderami dziwadło na podbierak i wyrzucił do wody. Bardzo mu było przykro, ale on nie miał ochoty odkrywać tajemnic wszechświata.
Powiosłował do brzegu i wrócił do domu,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz