piątek, 17 sierpnia 2012

Kupuj, kupuj wszystko.

Plan na dzisiejsze ćwiczenie jest następujący: piszę krótki fragment pisma automatycznego (daję sobie na niego trzy minuty,) a następnie zawarte w nim treści przerabiam na mini opowiadanie (daję sobie na to siedemnaście minut.) Czyli za dwadzieścia minut od teraz na blogu ma się pojawić post.

Siedzę i gapię się w monitor. To jest bez sensu. Pablo Pavo śpiewa. Kupuj, kupuj wszystko. Czy posłucham, czy pójdę do sklepu i powiem poproszę wszystko? Co dostanę? To zależy jaki to będzie sklep. Dwieście opakowań proszków. To dlatego, że wcześniej robiłem pranie. W pralni jak w Ameryce. Jedna na budynek. Miejsce spotkań, można poznać ludzi. Nigdy nikogo tam nie widziałem. Może w całym bloku nikt nie pierze. Mieszkaniowiec śmierdzieli. Muszę pochodzić po klatce i powęszyć pod drzwiami, ale bez sens. Przecieżbym czuł gdyby się faktycznie nie myli. Czasem ich mijam na korytarzu. Czy ja się myję? Jeśli tak to po co? Może to jest tylko mit i tak naprawdę nie trzeba. Gdybyśmy się wszyscy nie 

Facet zaparkował przed sklepem motor. Taki z pokaźną przyczepką, jak ze starego, włoskiego filmu. Motor zresztą też był stary. Facet zdjął odrapany kask i płynnym ruchem umieścił go pod ramieniem. Szczupła i jakby żółta ręka spoczęła na ladzie. Wzrok dopiero co uwolniony od przesłony motocyklowych gogli omiótł półki. Facet westchnął.
- Poproszę wszystko. - powiedział.
- Ha, ha, ha.- roześmiała się Ewa sztucznie. - Pewnie żona przysłała pana po proszek? Jaki pan ma kupić? Biały, do kolorów? Do tkanin delikatnych?
- Biały. Do tkanin delikatnych. Do kolorów. Do czarnego. Płyn do płukania. Wszystkie opakowania jakie ma pani w sklepie. To mały sklep. Mały asortyment. Powinno mi się zmieścić do przyczepy. Zapłacę gotówką.
Ewa na chwilę zdębiała. Szef zawsze podejrzewał, że kradną i kręcą więc nie lubiła żadnych dziwacznych sytuacji. Nawet jak w kasie się będzie zgadzać, zacznie coś podejrzewać.
- Nie mogę panu sprzedać wszystkich proszków. - powiedziała - Mamy limit sprzedaży. - dodała.
- Limit sprzedaży? Jaki i po co?
- Regulacje unijne. - każdy słyszał o europejskich absurdach, więc stwierdzenie działało jak wytrych. Facet na chwilę zamilkł.
- To ile może mi pani sprzedać? 
- Trzy opakowania.
- To za mało. Nie wie pani, czy hurtownie też mają limity?
Najwyraźniej kupił jej kit.
- Mają. - skłamała ponownie.
- To niedobrze. Będę musiał jeździć po różnych hurtowniach. Jak w tym filmie z Fedorowiczem. A zaraz to nie był Fedorowicz. Może mi panie powie, co ja mam teraz zrobić?
- Jak pan mi powie jaki jest problem, to być może.
- Odziedziczyłem kolekcję starych mundurów. Napoleońskich. Były przechowywane w szczelnych skrzyniach więc nie sparciały. Dobry stan, ale są cholernie brudne. Autentyki, zdarte przez mojego pradziadka z brudnych trupów brudnych żołnierzy. Z cholernej armii śmierdzieli uciekających zima spod Moskwy. Trafiła mi się okazja wynajmu do filmu. Nie sadziłem, że to mi się kiedyś przyda. Muszę je mieć czyste na za trzy dni. Czyste. Co pani doradzi?
- Niech pan powie aktorom żeby się nie myli.
Facet zmierzył ją tym swoim szklano-żółtym wzrokiem. Chciał chyba coś powiedzieć, ale się powstrzymał. Machnął na nią ręką i poczłapał w stronę drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz