Zblazowany rockman okazuje się najpierw spokojnym, normalnym wewnątrz człowiekiem, a później Żydem. Śmierć ojca ściąga go do Stanów Zjednoczonych, a otrzymany w spadku pamiętnik zachęca do polowania na starego nazistę.
Cheyenne (główny bohater) przemierza Amerykę z niespecjalnym entuzjazmem, jakby z nudów tropiąc wojennego zbrodniarza. Postać muzyka jest roztrzęsiona i zagubiona (ale genialnie wręcz skonstruowana przez Sean'a Pean'a.)
Zachwycają nierozwiązane wątki (całkowity brak poszukiwań Tonny'ego, porzucony motyw domniemanej zemsty właściciela Pick up'a) oraz kompletnie absurdalne sceny - pojawienie się Bizona za oknem, przebiegający gruby facet w stroju superbohatera. Film jest inny. Według mojej osobistej klasyfikacji zalicza się do gatunku filmów uroczo popieprzonych.
Filmy te tropię, wypatruję ich i z reguły jestem w stanie rozpoznać po obejrzeniu trailera. Charakteryzuje je dziwaczny, nadwrażliwy główny bohater, niestandardowa fabuła (myślę że wszyscy aż zbyt dobrze wiedzą czym standardowa fabuła jest) oraz nietuzinkowe poczucie humoru.
Filmy uroczo popieprzone, które jak na razie obejrzałem to "Breakfast on Pluto" - historia irlandzkiego transseksualisty; "The extraman" - miejskie przygody starego i młodego żigolaka (młody zresztą, podobnie jak bohater pierwszego filmu, lubi się przebierać w damskie ciuchy) oraz "Little miss sunshine." W tym ostatnim rolę dziwacznego bohatera pełni rodzina, w całości poskładana z ciekawych indywiduów.
Waham się czy do worka filmów uroczo popieprzonych wrzucić też "Broken flowers" i "Foresta Gumpa." Pierwszy nie do końca do nich pasuje ze względu na negatywną, niemalże złą postać stworzoną przez Billa Murray'a; drugi ze względu na nazbyt dużą popularność.
Bardzo lubię te uroczo pieprznięte filmy (i pewnie nie tylko ja,) ale czy chciałbym żeby było ich więcej? Nie, nie chciałbym.
W ramach treningu zarysowałem fabułę własnego filmu uroczo popieprzonego.
W ramach treningu zarysowałem fabułę własnego filmu uroczo popieprzonego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz