poniedziałek, 3 września 2012

Recenzja na zbyt dużym luzie.

Empik wydał jakiś czas temu zbiór opowiadań na dwudziestolecie swojej działalności, albo światowy dzień książki, albo coś w tym rodzaju... Tak na prawdę nie pamiętam jaki tytuł nosi ten cieniutki wolumin, ale nie do końca mi to przeszkadza. Nie pamiętam też nazwisk wszystkich pisarzy, którzy udostępnili swoje dzieła do tej antologii, co prawdopodobnie będzie przeszkadzać im jeśli trafią na tę recenzję, ale ja mam to odrobinę w dupie (Ach, te zalety pisania anonimowego bloga. Muszę kiedyś zacząć prowadzić innego pod prawdziwym nazwiskiem i sprawdzić czy będę się bawił równie dobrze.)
W każdym razie: książka, której tytuł pamiętam co najwyżej mgliście zrobiła na mnie pozytywne wrażenie.

1. Opowiadanie Jacka Dehnela, który podobno prywatnie i zawodowo jest przekotem - robi tysiąc pięćset rzeczy na minutę i wszystko mu wychodzi (tak naprawdę obstawiam, że robi milion rzeczy na minutę, a wychodzi mu tylko tysiąc pięćset.) Ciekawy pomysł jeśli ktoś interesuje się legendami narodów świata. Jeśli nie, utwór wyda mu się stekiem nadętych bzdur. Za wadę opowiadania można poczytać to, że jest lekko przeintelektualizowane i trąci hipsterstwem (jak również zdjęcie Dehnela na tylnej okładce.) Co do jego treści, to zdradzę tylko, że cała historia dzieje się w niedalekiej przyszłości i ma jakiśtam związek z rycerzami z pod Giewontu.

2. Małgorzata Kalicińska. W połowie jej opowiadania zorientowałem się, że z przyjemnością czytam romans... What de fuck? Ja, romans? Przyjemność? Jakoś mnie wciągnęło i wchłonąłem z przyjemnością, ale jak to z reguły bywa z romansami, nie było tam właściwie żadnego pomysłu, żadnych ciekawych postaci, dobrych opisów. Tylko uczucia, uczucia, uczucia i jeszcze raz uczucia. Jeśli jesteś panią domu po pięćdziesiątce będziesz wniebowzięta.

3. Opowiadanie pierwszego gościa, którego nazwiska nie pamiętam. Myślałem, że o podróżach w czasie przeczytałem już wszystko, a tu proszę... Niespodzianka. Ciekawy pomysł, dużo fajnych opisów, przyjemny przygnębiający klimat, główny bohater, który jest umiarkowanym skórwysynkiem. Pointa opowiadania na pograniczu oklepania, ale kogo interesują pointy?

4.Opowiadanie drugiego gościa, którego nazwiska nie pamiętam. Realistyczne, wciągające i przede wszystkim z ciekawą konstrukcją. Historia dzieje się na przestrzeni bodajże pięćdziesięciu lat - czytelnik spotyka się z bohaterem w ten sam dzień, co lat chyba dziesięć. Przy okazji można liznąć trochę historii PRL, autor bardzo fajnie wprowadza nas w świat kolejnych etapów Polski Ludowej. Pointa też pozostawia wiele do życzenia. 

5. Beata Pawlikowska. Taka o bajeczka w tropikach. Blondynka niespodziewanie przenosi się do meksykańskiej dżungli razem z trzema realnymi, ale martwymi gośćmi i jednym wymyślonym. Jest ich przewodniczką, maja uratować ludzkość. Lekko naiwne, ale urocze więc można wybaczyć. Pani Beato... Wybaczam!

Taguję tego posta nie tylko jako recenzję, ale także jako "jak pisać," żeby każdy kto tylko chce mógł się dowiedzieć jak nie pisać recenzji. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz