wtorek, 27 grudnia 2011

Paznokcie

Od dłuższego czasu wbijał paznokcie w oparcie fotela. Ból był straszny, ale nie najgorszy. Najgorsze było to, że już jakiś czas temu ustało napięcie mięśni wciskające końcówki jego palców w miękką tkaninę. Paznokcie rosły i najwyraźniej twardniały. Czuł kolejne fale ciężko zrogowaciałego naskórka w przyspieszonym tempie wytwarzanego przez ciało. Czuł jak ich coraz bardziej rozszerzające się ostrza tną opuszki. Czuł jak w głąb dziur wyżłobionych w obiciu i gąbce płynie gęsta i lepka ciecz. 
Szarpnął prawą rękę w górę i podniósł ją do oczu. Szpon, karykatura łapy diabła z apokaliptycznych obrazów, jego ręka wzbogacona o pięć rogowych, powykręcanych sztyletów. Miały już po około dziesięć centymetrów długości i widział jak rosną dalej. Równie dużym wysiłkiem uwolnił drugą rękę i powlókł się w kierunku telefonu. Telefon w korytarzu, co za kretynizm. Dlaczego ludzie montują telefony w korytarzach? Żeby zadzwonić do znajomych i opowiedzieć im jak zakładają buta? Myśli biegły przez głowę jak kule na najwyższym poziomie pinballa, coś pulsowało w skroni, miał gorączkę. 
Minął siebie w lustrze na przeciwko drzwi do pokoju. Przygarbiony, twarz tak odmieniona, że prawie się nie poznał i opuszczone, wleczone w powietrzu ręce. Spróbował chwycić słuchawkę. Za pierwszym razem spadła, wisiała tuż nad ziemią. Za drugim razem ją złapał. 997? Nie to policja. 999. Tak to ten numer. Wystukał go kłykciem, co i tak sprawiło spory ból.
Proszę czekać na zgłoszenie się operatora... Głos taki sam jakby dzwonił do banku w sprawie przelewu, który nie doszedł. On siedzi na podłodze przyciskając szponiastą rękę ze słuchawką do policzka, a tutaj: Proszę czekać na zgłoszenie operatora. 
- Pogotowie ratunkowe, szpital imienia św. Mateusza. W czym można pomóc?
W czym można pomóc. Nagle doznał olśnienia. Prawdopodobnie dostają kilkanaście telefonów od wariatów dziennie.
- Mam duszności i wysypkę. - wychrypiał w czerwone sitko słuchawki.
- Czy jest pan w tym momencie sam?
- Tak.
- Czy myśli pan, że istnieje zagrożenie życia?
"Tak." pomyślał "Twojego, ty cholerna, biurokratyczna klempo." Czuł jak wypełnia go wściekłość wykrzywiająca usta w nienaturalny grymas.
- Czy jest pan w stanie odpowiadać na pytania?
- Moja odpowiedź brzmi: ulica Gorzelskiego 4, mieszkania 23. Trzecie piętro. Jak nie przyjedziecie to się uduszę.
Cisnął słuchawką o przeciwległa ścianę. Poleciała ze sporym impetem, ale w połowie drogi wyhamował go kabel. Z głośnika słuchawki dobiegał niewyraźny głos kobiety z pogotowia. Nie było dobrze. Bolały palce, pulsowało w skroniach i chciało mu się płakać. A może wyć. 
Zaś zachrzęściło i strzeliło. Znajomy odgłos otwieranego zamka, a właściwie odgłos bardzo do niego podobny. Zamek w drzwiach wejściowych zgrzytnął jeszcze raz. Nikt oprócz niego nie miał kluczy do mieszkania. Pogotowie używa wytrychów? Był pewien, że upłynął czas. Czuł to nie tylko, po zwiększonej długości swoich wynaturzonych paznokci. Zemdlał, albo zasnął. Zgrzyt, dłuższy, bardziej pewny siebie, jakby triumfalny. Klamka poruszyła się, drzwi otwarły z impetem. Mężczyzna wszedł, a właściwie wskoczył. Nie był z pogotowia. Można to było poznać po trzymanej w rękach broni - strzelbie o szerokiej lufie. Intruz zamknął drzwi łokciem. Miał pomarszczoną, jakby dobrotliwą twarz, długie siwe włosy i ruchy wysportowanego dwudziestolatka. Czas nie zwolnił. Lufa pistoletu nie przesunęła się ślimaczo w w jego kierunku - w kierunku leżącej na przedpokoju ofiary. Nie zobaczył wycelowanego w niego wylotu rury, ani spojrzenia oprawcy. Strzelba po prostu niespodziewanie wystrzeliła i wybuch uderzył nim o ścianę w korytarzu. Druga kula z rozpryskiem uciszyła wściekle krążące w jego głowie myśli.
Intruz tupiąc ciężkimi butami obszedł wszystkie pomieszczenia. Dwa pokoje, kuchnię, łazienkę. Nie mógł mieć pewności, że w tym m-4 nie ma nikogo oprócz niego. Mimo to uklęknął obok ciała, przeżegnał się i zaczął modlić.

Zachęcam do wyrażania opinii. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz